Kto nie lubi kina amerykańskiego powienien się ucieszyć - w sercu Hollywood czasem powstają produkcje, które nijak się mają do masówki z Los Angeles. Oto recenzja kolejnego arcydzieła Woodego Allena.
„Co nas kręci, co nas podnieca”
W kinach furorę robi kolejny, świetny film Woodego Allena pt. „Co nas kręci, co nas podnieca”. Reżyser jak zwykle posłużył się szeregiem uczuciowych zawirowań, które zbudowały cały klimat.
Ekscentryczny, zrzędliwy i znudzony życiem Boris Yellnikoff (Larry David) dostaje od losu nietypową niespodziankę. Niespodziewanie wprowadza się do niego młodziutka Melody (Evan Rachel Wood), która staje się początkiem przewrotów w życiu nie tylko mężczyzny, ale także kilku innych osób. Dziewczyna swoją niezbyt wysoką inteligencją, ale dobrodusznością i ufnością jest całkowitym przeciwstawieństwem zgryźliwego Borisa. Świetna kreacja Larrego Davida w bardzo humorystyczny sposób przedstawia skomplikowaną historię podstarzałego geniusza.
Film to duża dawka humoru typowego dla Allena i seria ciętych ripost, głęboko zapadających w pamięć. Podążając za tokiem myślenia głównego bohatera, ciężko jest zrozumieć jego dalsze postępowania. Dużo humoru wprowadza matka Melody- idealna pani domu Marietta Celestine (Patricia Clarkson), która jako jedyna potrafi w równie złośliwy sposób rozmawiać z irytującym Borysem. Najbardziej zaskakujące jest zakończenie, którego przewidzieć nie sposób.
Dla wielbicieli Woodego Allena film będzie prawdziwą przyjemnością, jednak nie polecam go osobom preferującym łzawe romanse, bo takim niewątpliwie nie jest. Pokazuje zmienność ludzkiego życia, i niespodziewane sytuacje, które w jednej chwili mogą rzucić bohaterów na całkiem inny, często lepszy tor.
Tekst: Monika Olszowska - PPWSZ
|